środa, 26 czerwca 2013

Warrior

& Twoja perspektywa &


 Chłodne powiewy wiatru drażniły moją twarz, przywołując na policzki słaby róż. Brunet obejmował mnie ciepłym ramieniem, co chwila na mnie zerkając. "Chyba pora już iść", pomyślałam. Podeszłam bliżej grobu, i opuszkami palców przejechałam po nieskazitelnym marmurze. Ucałowałam wewnętrzną część mojej prawej dłoni i przymykając oczy, odwróciłam ją w stronę spoczywającej babci. Uśmiechnęłam się lekko, odwracając się do Harre'go. 
-Jedziemy? - Spytał swoim zachrypniętym głosem, łącząc nasze dłonie. Odpowiedziałam mu spokojnym pokiwaniem głowy, wtapiając spojrzenie w swoje buty. Szliśmy w ciszy. Każde z nas musiało przemyśleć kilka rzeczy. Co teraz będzie? Jak sobie poradzimy? W moim umyśle tkwiła nieśmiała nadzieja, że jednak nam się uda. Że przełamiemy niektóre granice, złamiemy tę górę lodową na pół. Przepłyniemy środkiem oceanu, ciesząc się swoimi tęczówkami. Bo teraz my jesteśmy wojownikami. Nie poddamy się. Oni mogli wygrać bitwę, ale my wygramy wojnę. To jest fakt, w który wierzę.
-Gdzie się kierujemy? - Spytałam, obserwując jak zielonooki otwiera przede mną drzwi do samochodu. Z uśmiechem wsiadłam do środka patrząc, jak jego sylwetka powoli okrąża pojazd, by wreszcie usiąść obok mnie.
-Kilka rzeczy się zmieniło... - Przeciągnął, odpalając silnik. Przełknęłam cicho ślinę i przygryzając dolną wargę, spojrzałam na chłopaka. - Wszyscy chcą się ustatkować. Zamieszkamy oddzielnie. - Dodał cicho, wjeżdżając na ciemny asfalt. W pewnym sensie rozumiałam jego zmartwienia. Mogli się bać, że każdy pójdzie swoją drogą. Że zespół się rozpadnie. Że skończą robić to, co naprawdę kochają. Śpiewać, być dla fanów. To byłby dla nich cios prosto w serce. Wiedziałam, że wiele się zmieni, ale One Direction się nie skończy. Chłopcy na zawsze pozostaną w sercach innych. Chciałabym, żeby te wszystkie problemy się skończyły. Żeby skupili się na karierze nawet, jeśli mają zamieszkać oddzielnie. 



& Perspektywa Anne &


 Tak wiele czasu już minęło. Tak dawno już jej nie widziałam. Może to, co się właśnie dzieje przywoła ją do mnie ponownie? Przecież ona będzie ciocią. Jestem od niej starsza, będę miała dziecko. Oparłam się o drzewo, obok posiadłości chłopaków. Poprawiłam moje włosy, układając dłonie na nieco widocznym brzuchu. W oddali zauważyłam samochód Kędzierzawego. Uśmiechnęłam się pod nosem, jednocześnie przepełniając się strachem. Co jej powiem? "Hej, jestem w ciąży, co u ciebie?", zakpiłam w myślach. A może sama zauważy?
-Anne? - Usłyszałam jej delikatny głos, na który podniosłam głowę. Po chwili jej sylwetka wyłoniła się z czarnego pojazdu, nieśmiało zmierzając w moim kierunku. Chciałam uciec, znaleźć się w swoim domu. Ale chyba tak nie postępuje dorosła, dojrzała osoba.
-Jak ja cię dawno nie widziałam. - Wyszeptałam, z bólem spoglądając na przyjaciółkę. Tyle czasu bałam się odezwać. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Maskowałam ból sztucznym uśmiechem, a blizny zwinnie skrywałam pod ubraniami, bądź makijażem. Tak, zraniłam siebie samą. Tak, nie poradziłam sobie. Wiele razy chciałam zadzwonić, napisać. Odizolowałam się od wszystkich. Ojca dziecka... nie ma. Po prostu go nie ma. 
-Może wejdziesz? - Z moich przemyśleń wyłonił mnie głos (T.I.), spoglądającej na mnie z nadzieją w oczach. Po mojej twarzy spłynęła pojedyncza łza, po czym z całej siły przytuliłam przyjaciółkę. Była dla mnie oparciem. Na sam widok jej uśmiechu moje serce przepełnia się szczęściem. Co dopiero fakt, że nic się nie zmieniło. Przynajmniej do momentu, w którym śmiało się ode mnie odsunęła, zapuszczając spojrzenie w moim brzuchu.
-Anne... Czy ty... - Przeciągała, jakby zabrakło jej słów. Nie dziwiłam się. Nie powiedziałam jej o tym. Po prostu skryłam twarz w dłoniach czując, jak ktoś po chwili je zsuwa. - Spokojnie, nigdy cię nie opuszczę. - Złożyła kilka słów w całość, zamykając mnie w ciepłym uścisku. Moje oczy się przeszkliły, zaś na usta wkradł się uśmiech. Nie sądziłam, że ona tak cudownie to przyjmie...



Powróciła Anne! 
Chyba nikt nie myślał, że tak po prostu zapomnę o jednej, 
z domniemanych głównych bohaterek? :3
Jak Wam się podoba ten rozdział?
Wiem, dawno nie było rozdziału, ale tak wyszło.
WYBACZCIE :C
Lots of love,
Caroline. x 

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Childhood

& Twoja perspektywa &


Słońce skrywało się za czarnymi niczym atrament chmurami. Temperatura gwałtownie spadła, a wiatr zaczął wiać mocniej. Moje włosy falowały, unosząc się na chłodnych powiewach powietrza. Przymrużyłam oczy, pozwalając moim długim rzęsom rzucić nieśmiały cień na moje policzki. Wypuściłam cicho powietrze, gdy tylko weszłam na teren cmentarza. Nerwowo ściskałam mój ciemny płaszcz palcami, okazując moje wewnętrzne uczucie. W drugiej dłoni niosłam kilka czerwonych róż, związanych białą nicią. "Tak dawno mnie tu nie było", pomyślałam, stając przed grobem matki mojej rodzicielki.
-Cześć babciu. - Uśmiechnęłam się słabo, spuszczając wzrok. Czułam się jak na skazaniu. Wcześniejsze szczęście że ją odwiedzę zniknęło. Przecież ona nie żyje. To jest grób. To, że za mną rozmawia jest wymysłem mojego wyobraźni. Powolnym ruchem włożyłam bukiet pachnących jeszcze kwiatów w wyrzeźbiony z marmuru, ozdobny flakon. Odgarnęłam pasmo włosów za lewe ucho, siadając na ławce. Moje oczy się zaszkliły, zaś serce zwolniło rytm bicia. Kiedyś wszystko było łatwiejsze. Każdego dnia czerpałam z życia coraz więcej, nie przejmując się tym, co zdarzy się nazajutrz. Teraz jest inaczej. Żyję w nadziei, że coś się odmieni. Że los się do mnie uśmiechnie, serce wskaże mi jasną drogę w życiu. Od pewnego czasu każdy dzień się powtarza. Nic się nie dzieje, a moja dusza umiera. Umiera z braku szczęścia, spełnienia i miłości.


& Perspektywa Harre'go &


W ciszy przeglądałem nasze stare, a nawet prawie wczorajsze zdjęcia. Nigdy nie sądziłem, że to właśnie tak się skończy. Że pewnego dnia to się rozpadnie. Zapiąłem małą, czarną walizkę, po czym zniosłem ją na dół. Na dole siedział tylko Niall, standardowo coś jedząc.
-Gdzie wszystkich wywiało? - Mruknąłem w jego stronę, zakładając trampki. Blondyn tylko spojrzał na mnie smutno, odkładając jedzenie na bok.
-Nie będziemy już razem mieszkać. - Spojrzałem na niego pytająco, zaś on posłał mi słaby, wymuszony uśmiech. - Wszyscy chcą się usamodzielnić. - Dodał, zaś ja w jednej chwili go nie zrozumiałem. Przecież to było logiczne, że kiedyś wszyscy zamieszkamy oddzielnie.
-Niall... - Przeciągnąłem, siadając obok przyjaciela. - Wiedziałeś, że to kiedyś nastąpi. One Direction nie będzie trwało wiecznie. Ale to, że się wyprowadzamy nie oznacza końca zespołu. - Posłałem mu pocieszające spojrzenie, zerkając na swoje palce. W jednej chwili miliard sztyletów zostało wbitych w moje serce. Oni wszyscy mają z kim dzielić życie, a ja? Zawsze sprawy z dziewczynami wychodziły mi najgorzej. Zawsze stało się coś, co musiało nas rozdzielić. Niekoniecznie z mojej winy, aczkolwiek często z winy Modest!. Nienawidziłem faktu, że nie mogłem się zakochać. Nie jestem przecież robotem, prawda? Potrzebuję miłości, jak każdy inny. Nie mieli problemu z resztą chłopaków. To jest niesprawiedliwe.
-Idź do niej. - Usłyszałem głos Zayn'a, wychodzącego z kuchni. Mulat usiadł obok nas, wtapiając w nas swoje spojrzenie. - Jest na cmentarzu, u babci. - Dodał, włączając telewizor. Spojrzałem na niego zdziwiony, szturchając bruneta w bok. - Perrie z nią rozmawiała. - Mruknął, na co ja momentalnie wstałem z kanapy. Zgarnąłem z wieszaka mój płaszcz, i zabrałem klucze od samochodu. Bez słowa wybiegłem w stronę garażu błagając w myślach Boga, żeby nie było jeszcze za późno.  


& Twoja perspektywa & 


 Bezmyślnie bawiłam się palcami, próbując opanować tysiące myśli, kłębiących się w mojej głowie. Przecież wszystko jeszcze może być dobrze. Możemy spróbować przekonać Modest!, posłuchać się głosu serca. Powiedziałam jedno, zaś poczułam drugie. Gdy jestem przy nim, moje serce bije szybciej. Moje oczy promienieją, a w brzuchu lata miliard kolorowych motyli. Uśmiech wkrada się na usta, poprawiając nawet najbardziej ponury dzień. W jego przypadku jest tak samo. Znam go i myślę, że wiem co on czuje. 
-Oni nie wiedzą, o tych nieprzespanych nocach. - Do moich uszu dobiegł znany głos, którego nie mogłam za nic odrzucić. Moje ciało przeszedł dreszcz, jednakże się nie odwróciłam. - Oni nie wiedzą o tym, co nas łączy. - Przygryzłam lekko dolną wargę, rozpoznając ten zachrypnięty głos. Do moich oczu napłynęły łzy, i powolnym ruchem się odwróciłam. - Oni myślą, że to tylko młodzieńcze zakochanie. - Gdy tylko się odwróciłam, ujrzałam moje ukochane zielone tęczówki, połączone z wyrazem bólu na twarzy. Wstałam z ławki. Odgarnęłam włosy, robiąc pierwszy, krótki krok w jego stronę. - Oni nie wiedzą, że to miłość. - Dopowiedział, z nadzieją spoglądając w moje tęczówki. W tej chwili nie myślałam o tym, że jesteśmy na cmentarzu. Impulsywnie zaczęłam biec, pod koniec z płaczem wtulając się w ciepły tors bruneta. Spojrzałam na niego z przerażeniem i szczęściem, zaś on z uśmiechem odgarnął włosy z mojej twarzy. Z każdą sekundą ośmielał mnie swoim spojrzeniem, wywołując iskierki w moich oczach. Lekko musnął moje usta upewniając się, czy wszystko jest dobrze. Gdy tylko poczułam jego malinowe wargi na moich, niechętnie je odsunął. Objął mnie ciepłym ramieniem, zaś ja pomyślałam, że przecież jesteśmy na cmentarzu. Ponownie wtuliłam się w jego tors, ocierając palcami pojedyncze łzy. W tej chwili wiedziałam, że tak tego nie zostawimy. Że zawalczymy o tą miłość. Że już zawsze będziemy razem.




Mamy i nowy rozdział :)
Spodobał mi się, co chyba jest dobre.
Zmieniłam również wielkość literek, i jeśli to jakkolwiek utrudniło 
czytanie to napiszcie to w komentarzu.
Po prostu pomyślałam, że tak to wygląda lepiej.
Lots of love, Caroline. x 

środa, 12 czerwca 2013

Forever

& Twoja perspektywa &
 
 
 Światło słoneczne powoli rozchodziło się po pokoju oświetlając każdy możliwy milimetr, aż wreszcie umyślnie skończyło na mojej twarzy. Otworzyłam leniwie oczy, zerkając na wyświetlacz telefonu.
-Dopiero siódma? - Spytałam się retorycznie, wstając z łóżka. Moje ogrzane stopy wymieniły energię z chłodnymi panelami, powodując u mnie przyjemny chłód. "Dziś ma być gorąco", pomyślałam, sprawdzając pogodę w komórce. Wciąż ziewając zeszłam na dół, wciąż przeszukując internet. Gdy doszłam do kuchni, moje serce zamarło. Ukradkiem spojrzenia dostrzegłam wpis na Twitterze, dodany kilkanaście godzin temu przez Harre'go. "W jednej chwili wszystko traci sens", wiedziałam czego to dotyczy. Nigdy nie sądziłam, że aż tak mógłby się tym wszystkim przejąć. Jedna część mnie się bała, zaś druga promieniała. Miałam ochotę zapukać do jego drzwi, przeprosić. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mogę. Cierpi, ale pewnie mnie znienawidził. Zostawiłam go. To nie jest takie proste na jakie wygląda, ale muszę to zostawić dla siebie.
-(T.I.)! - Usłyszałam radosny głos Daisy, która akurat pełna energii wbiegła do pomieszczenia.
-Hej maluchu. - Przytuliłam dziewczynkę, po czym tyłem oparłam się o blat. - Co chciałabyś zjeść? - Spytałam, chcąc zająć moje myśli czym innym, niż tylko myśleniem o problemach. Może powinnam skupić się na rodzinie? Spędzić czas z rodzicami, i przybraną młodszą siostrą? Może powinnam odwiedzić grób babci? Dawno mnie tam już nie było. Może ona jakimś sposobem mi pomoże?
-A może naleśniki? - Do pokoju wszedł uśmiechnięty ojciec, trzymając za dłoń mamę. To takie cudowne, że się pogodzili. Zachowują się jak zakochane nastolatki, ale mi to nie przeszkadza. To taka słodka odmiana mieszkania w tym domu. 
-To ja pójdę się przyszykować. - Uśmiechnęłam się do siostrzyczki. - Jadę na cmentarz. - Dopowiedziałam już pół tonu ciszej, przechodząc obok rodziców.

& Perspektywa Harre'go &


Próbowałem zabić moje myśli, szczelnie okrywając się kocem. Bawiłem się palcami, zastanawiając się nad wszystkim. Może pojadę do Holmes Chapel? Odpocznę od tego całego zgiełku. Spotkam się ze starymi przyjaciółmi, rodziną. Już tak dawno nie widziałem Gemmy ani mamy. Powinienem znaleźć więcej czasu dla bliskich. Posiedzę z kotem na kolanach, posłucham rad dwóch kobiet wcześniej uczących mnie życia. Opinia mamy i siostry za każdym razem się dla mnie liczyła. Pomagały mi zawsze. Nawet wtedy, gdy rozwiązanie było najtrudniejszą sprawą na świecie. Może przestanę zadręczać się sprawą z (T.I.)? Może wszystko się wyprostuje? 
-Harry, już dziewiąta. - Ujrzałem Eleanor, wchodzącą do mojego pokoju. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie, pocierając dłońmi o twarz. - Co dzisiaj robisz? - Spytała, siadając na krańcu łóżka.
-Jadę do Holmes Chapel. - Uciąłem krótko, zaś na mojej twarzy zawitał szczery uśmiech. To miasteczko to moje dzieciństwo. Nie mogę się doczekać aby zobaczyć te wszystkie twarze, za którymi tak bardzo tęsknię. Być może pomogą mi w sprawach, z którymi sam nie mogę sobie poradzić?




Szczerze, to zdziwiłam samą siebie.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek napiszę coś jeszcze na tym blogu.
Ale tak mnie naszło, i jest wynik :)
Prawie nic nie pamiętam. Wiecie, że zapomniałam o czym pisałam?
To mnie przeraża.
Wow, tyle czasu od ostatniej notki.
Napisałam ten rozdział z ciekawości żeby sprawdzić, czy ktokolwiek
jeszcze chciałby to czytać :)
Caroline. x