sobota, 30 marca 2013

Torn

Bezsilność, zdenerwowanie, zakłopotanie. Czasami dowiadujemy się rzeczy, które rozrywają nasze serca. Gdy już wszystko było dobrze, nagle coś się psuje. Pojawia się nowa osoba. Nie znamy Jej. Jedyne co pomaga nam odczuć jaka będzie, to pierwsze wrażenie. Staramy się nie osądzać innych, jednak czasem działamy pod wpływem emocji, innymi razy już nie. Opanowanie. Tak proste słowo, tak trudna czynność. Spojrzałaś na swoją rękę, a dokładniej na bransoletkę. Pomagała Ci. Babcia nigdy Cię nie opuściła. Zawsze czuwa. Tak, jak obiecała. Pomagała zachować spokój, nie podejmować pochopnych decyzji. Uśmiechała się tam, z góry. Na Twojej twarzy również zagościł delikatny uśmiech. Wstałaś. Spojrzałaś na Harre'go. Na Jego twarzy malowało się zakłopotanie, któremu towarzyszył mały uśmiech. Wyciągnął dłoń. Splotłaś Wasze palce, zaś On przyłożył je do Twojego policzka.
-Przejdziemy przez to razem. - Doszedł do Ciebie zachrypnięty, i wiecznie ściszony głos. Uczucie, które Was połączyło było fantastyczne. Wewnętrzne szczęście, gdy tylko zobaczycie się nawzajem. Spełnienie, po każdym słowie. Miłość, lecz w innej postaci. Potrafimy kochać i stracić. Nie docierała do Ciebie nawet najmniejsza myśl, że moglibyście się rozstać. Uczucie które Was łączyło, było za silne. Opuściłaś dłonie, i zrobiłaś krok. Krok, w stronę wyjaśnienia tego wszystkiego. Ponownie weszłaś do sali, lecz tym razem byłaś spokojna. Nie puszczałaś palców bruneta. Czułaś, jakby był częścią Ciebie. Wolną ręką dotknęłaś włosów ojca, opadających na bladą twarz. Był zimny. Żył, ale był chłodny. Spojrzałaś w stronę matki, wyjmującej telefon z torby. Gestem Was przeprosiła, i wyszła. Przerzuciłaś spojrzenie na rudowłosą dziewczynę, zaś Ona uciekała wzrokiem. Usiadłaś obok Niej, i spojrzałaś w turkusowe tęczówki, dopełniające jasną cerę.
-Opowiedz coś o sobie. - Pierwsze szczere słowa, skierowane w Jej stronę. Nie wyglądała dobrze. Była blada, chuda. Wyglądała, jakby umierała. Jakby coś wyniszczało Ją od środka.
-Nazywam się Chloe. - Zaczęła cicho. Spojrzała Ci w oczy. Przepełniło Cię uczucie, jakby próbowała zaufać. Jakby ktoś Ją zranił, a Ona się bała. - Mamy tylko wspólną matkę. Jestem od Ciebie starsza, o dwa lata. Odeszłam w zapomnienie. Tak miało być lepiej. - Czułaś, że te słowa były trudne do wypowiedzenia. Ktoś Ją zranił. Bała się nawet cokolwiek powiedzieć. Po Jej wyglądzie oceniłabyś Ją na osobę odważną, z charakterem. Jednak przed Tobą siedziała słaba istota, bojąca się własnego cienia. Miała oczy podobne do Twoich, lecz różniły się barwą. Nie zauważyłaś tego wcześniej. Zauważyłaś, że są tak samo duże. Rudowłosa zrobiła się jeszcze bardziej blada.
-Wszystko dobrze? - Spytałaś, łapiąc Ją za ramię. Była zimna. Prawie tak, jak ojciec. Hazz lekko spanikował, jednak zachował zimną krew. Przyniósł wodę. - Wypij. - Podałaś Jej plastikowy kubek. Upiła łyk napoju, i zaczęła się trząść. Nie wiedziałaś o co chodzi.
-Mogę wyjść na świeże powietrze? - Nie wiesz czy to usłyszałaś, czy tylko wyczytałaś z ruchu warg. Harry podniósł niebieskooką, i szybkim krokiem zmierzaliście w stronę parku dla pacjentów. Gdy tylko się w nim znaleźliście, ułożyliście Ją na ławce, podając wodę. Przestała się trząść, lecz wciąż była blada. Może to po prostu Jej uroda?
-Co się dzieje? - Spytałaś, a Chloe przełknęła ślinę. Bała się?
-Jestem.. jestem anorektyczką. Przepraszam. - Po raz pierwszy słyszałaś, żeby ktoś się przyznał do tej choroby. Zazwyczaj ludzie chorzy myślą, że wszystko jest dobrze. Jednak nie Ona. - Moja siostra Natalie, Ona.. - Nie dokończyła. Schowała twarz w dłoniach, i zaczęła płakać. Zdezorientowana spojrzałaś na Harre'go. Nie wiedział co się dzieje. Zastanawiałaś się, co możecie zrobić.
-A może pojedziesz do nas? Odpoczniesz trochę. - Hazz po raz pierwszy się odezwał. Wypowiedział te słowa z niezwykłą troską. Chloe tylko się uspokoiła, i skinęła głową. Chyba zrozumiała, że Jej zdanie w tej chwili nie miało większego znaczenia. I tak byście Ją stamtąd zabrali. Harry znów zaniósł rudowłosą, tym razem do samochodu. Usiadłaś z Nią, z tyłu. Podróż zajęła Wam kwadrans. Gdy otworzyłaś drzwi wejściowe, w domu panowała trzecia wojna światowa. Czego wymagać od chłopaków? Zawsze będzie nieporządek, ale w takim stopniu? Zaprowadziłaś Chloe do Twojej sypialni. Chwiała się na nogach, ale szła. Gdy tylko weszła do pokoju, ułożyła się na łóżku, i zasnęła. Odetchnęłaś, i zeszłaś na dół. Dom był już bardziej.. czysty?
-Wytłumaczyłem Im już wszystko. - Stwierdził Harry. Usiadłaś na kolanach bruneta, na co pocałował Cię czule w czoło.
-Zayn, co jest? - Zdziwiło Cię zachowanie mulata. Był zdenerwowany, smutny. Podszedł do Ciebie, i gestem poprosił o rozmowę. Zgodziłaś się. Wyszliście do ogrodu.
-Coś z Perrie? - Wypaliłaś, lecz chłopak delikatnie się uśmiechnął.
-Wszystko z Nią dobrze. Ale jest problem. - Spojrzałaś na Niego, zaś On uciekał spojrzeniem. Po raz pierwszy, to On się bał.
-Zayn? - Spojrzałaś na Niego błagalnie. Spojrzał na Ciebie, wtapiając ciemne tęczówki w Twoją twarz.
-Twoja siostra. Ona.. - Zawahał się. - Ona kiedyś mieszkała obok mnie, w rodzinie zastępczej. Wielokrotnie stamtąd uciekała. Nie wiem dlaczego. - Zamyślił się. Usłyszałaś krzyk, dochodzący z domu. Damski krzyk. Chloe. I znów masz dylemat. Sprawa podobna do uprzedniej z Daisy. Ale skoro jest Twoją siostrą, to chyba może z Tobą zostać, tak? Co tamci ludzie Jej zrobili?




 

Boże, najdłuższy rozdział, jaki kiedykolwiek napisałam.
 

Dramat, za dramatem.
 

Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe?
 

Obiecuję, że trochę rozweselę te rozdziały :3
Dodaję wcześniej, bo.. 
Po prostu już go napisałam,
i chcę dodać (: 
I tradycja, co sądzicie? :3 
Pluuss.. Wesołych i radosnych świąt! < 3!
Caroline. x

czwartek, 28 marca 2013

I Knew

Robimy różne rzeczy. Niektóre wynikają z lekkomyślności, inne są planowane. Czasem spontaniczne sytuacje wychodzą lepiej, niż te zapisane w gwiazdach. Wyglądamy wtedy bardziej naturalnie, prawdziwie. Spojrzałaś w górę. Znów zaczyna padać. Pojedyncze krople deszczu błądziły po Twojej skórze, wywołując przyjemny dreszcz. Nieznacznie się uniosłaś, i znajdowałaś się kilka centymetrów nad twarzą Harre'go. Spojrzałaś prosto w Jego szmaragdowe tęczówki, a deszcz coraz bardziej się nasilał. Nie przeszkadzało Ci to. Musnęłaś usta bruneta. Działałaś spontanicznie, i to było piękne. On tylko pogłębił pocałunek, i błądził dłońmi po Twoich plecach. Odsunęłaś się nieznacznie, i wzięłaś głęboki oddech. Przygryzłaś dolną wargę, odgarniając włosy do tyłu. Byłaś przemoczona do ostatniej, suchej nitki. Niechętnie podniosłaś się do pozycji siedzącej. Palcami bawiłaś się błyszczącą od deszczu, zieloną trawą.
-Co się stało? - Spytał niespodziewanie Hazz, przyglądając się uważnie każdemu ruchowi, jaki tylko wykonasz.
Spojrzałaś na Niego smutnym, nieobecnym wzrokiem.
-Tęsknie, Harry. - Wyszeptałaś, próbując wywołać pozytywne emocje. - Tęsknie za tatą. Naprawdę, powinnam dać mu wtedy szansę. - Dodałaś, spuszczając głowę. Deszcz się nasilał, ale nie miałaś ochoty odchodzić. Bałaś się, co pomyśli sobie mama Hazzy. Może powinnaś zadzwonić do Anne? Ignorując swoje wcześniejsze przekonanie wstałaś, i skierowałaś się do rodzinnego domu bruneta, który trzymał Cię za prawą dłoń. Nie patrzyłaś na Niego. Byłaś cała zmieszana. Czasami mamy takie przebłyski myślenia, które nie zawsze wychodzą na dobre. W chwili gdy dochodziliście do domu, zacisnęłaś mocniej palce chłopaka. Otworzyliście drzwi, ale w domu nie było nikogo. I znów to poczucie winy.
-Poszły na zakupy. - Uśmiechnął się zielonooki, ciągnąc Cię na górę. Dał Ci kilka ręczników, i ubrania. Spojrzałaś zdziwiona, ale przecież jest tu jeszcze Jego pokój, więc rzeczy też. Przebrałaś
się, i opadłaś bezwładnie na łóżko. Chciałaś zadzwonić do Anne, jednak nie mogłaś się dodzwonić. Dziwne. Zawsze odbierała. Zrezygnowana zadzwoniłaś do mamy.
-Cześć, co u Ciebie i Daisy? - Spytałaś, próbując zachowywać się jak najnormalniej. Przecież nie możesz się ukrywać z uczuciami. Zawsze mówiłaś, że szczerość ponad wszystko. A teraz?
-Wszystko dobrze. Mała skni, chciałaby Cię zobaczyć. - Odpowiedziała radośnie matka. Zmieniła Ją. Czułaś, że teraz częściej się uśmiecha, odzyskała sens życia.
-Może się zobaczymy w najbliższym tygodniu. Muszę ko
ńczyć, do zobaczenia. - Nie czekając na odpowiedź zakończyłaś rozmowę. W drzwiach stanął zirytowany Harry, trzymając w dłoni telefon.
-Paul każe nam wracać. Nie wiadomo jak zarządził sobie jakieś spotkanie, do omówienia spraw związanych z trasą. Pogięło Go do końca. Musimy wracać. - Nie mieliście szczególnego wyboru, więc zeszliście na dół, czekając na Gemmę i Anne. Wróciły po dwudziestu minutach. Pożegnaliście się, i bez ociągania udaliście się do samochodu. Wrażenie, pierwsza klasa. Pomimo wcześniejszej złości, podróż mijała Wam całkiem dobrze. Śpiewanie najróżniejszych piosenek, wymyślanie co zrobicie, jak już dojedziecie. Wszystko do czasu, w którym zadzwonił Ci telefon. Dzwoniła Anne, do której wcześniej nie mogłaś się dodzwonić. Odebrałaś, a do oczu napłynęły Ci łzy.
-Twój tata jest w szpitalu. Wiem, może to nieczule brzmi, ale musisz jak najszybciej przyjechać. Stan jest ciężki. - Odjęło Ci mowę. Podałaś telefon Harre'mu, i już nic nie słyszałaś. To była jedna z najgorszych chwil w całym życiu. Nie widziałaś Go dość długo, ale tęskniłaś. Jest Twoim ojcem. Co Mu się mogło stać? Podciągnęłaś nogi na siedzenie, i opadłaś brodę o kolana. Z oczu spływały Ci łzy, a sama nie byłaś w stanie nic zrobić. Tłumaczenie, że wszystko będzie dobrze, nie zdało się na nic. Stan jest ciężki. Umiera? On nie może odejść. Nie teraz, gdy tak bardzo potrzebujesz rodziny, normalnego życia. Kątem oka spojrzałaś na Harre'go. Jechał, wpatrzony w drogę. Na Jego twarzy gościł grymas smutku, a palce były zaciśnięte na kierownicy. Musisz czekać. To jedna z najgorszych chwil. Czas dłuży się niemiłosiernie, a w głowie masz jedno pytanie. Czy to jest koszmar, z którego zaraz się obudzisz, czy szara rzeczywistość?
-(T.I.), wstawaj. Jesteśmy. - Ujrzałaś twarz swojego chłopaka, i jasne światło. Musiałaś zasnąć. Niechętnie podałaś Mu dłoń, i ruszyliście w stronę wejścia do szpitala. Wiedział wszystko. Wiedział gdzie leży, więc obyło się bez zbędnych pytań. Po krótkim przemierzaniu oddziałów znaleźliście się pod odpowiednim pokojem. Weszłaś do środka, a widok przyprawił Cię o dreszcz. Ujrzałaś bladego ojca, leżącego na jasnym, szpitalnym łóżku. Obok Niego siedziała załamana matka, i rudowłosa dziewczyna. Podeszłaś bliżej, i wyczułaś spojrzenie nieznajomej.
-Gdzie jest Daisy? - Spytałaś krótko.
-U Anne. - Wydukała mama, ocierając łzy.
-Kim jesteś? - Zwróciłaś się w stronę rudowłosej. Spostrzegłaś, że ma oczy podobne do Ciebie. Rodzina? Nie widziałaś Jej nigdy wcześniej.
-Jestem Twoją siostrą. - Szepnęła, lecz na tyle głośno, by wszyscy usłyszeli. Twoją matkę zalały łzy, a sama prawie nie upadłaś na podłogę. Dobrze, że obok był Harry. Zdradził mamę? A może to był jakiś skrywany sekret? Nie wytrzymałaś. Momentalnie wyszłaś z sali, zatrzymując się na korytarzu. Wiedziałaś, że coś się może stać, ale nie sądziłaś, że w takiej skali. Nie mogłaś nic poukładać w swojej głowie. Jeśli ta dziewczyna jest Twoją siostrą, to dlaczego nic wcześniej o tym nie wiedziałaś? Może Daisy też nie pojawiła się w Twoim życiu przypadkiem?



W tym rozdziale nic do siebie nie pasuje.
Więc dlaczego go wstawiam? Otóż jest wprowadzeniem,
do wielkiej historii, podzielonej na rozdziały.
Możecie myśleć, gdzie tu jest sens?
A ja wtedy odpowiem, że nic w tym opowiadaniu
nie dzieje się przypadkowo.
Jeśli to czytacie, to doceniam Was, że
jesteście w stanie to czytać :D Moje pomysły są.. dziwne?
Ostatnio strasznie się rozpisuję.
Ale ostateczne zdanie zawsze należy do Was (:
Więc, co sądzicie? :3
Caroline. x